05 kwietnia, 2012

Obiecanych wspomnień odrobina

Drugi tydzień ferii - wspomnienie. Jaki był?

Wróciliśmy ze Szklarskiej i zaczęliśmy się ogarniać. Mrozy trzymały cały czas, więc w rodzinnej atmosferze i domowym spokoju czekaliśmy na spadek temperatur i planowaliśmy szaleństwo na sankach i ewentualny - jednodniowy, wyjazd w góry na narty.

W środę przed południem zadzwoniła do mnie Aga i z rozpaczą w głosie powiedziała, że Konrad miał wypadek. Nie wiedziała jeszcze nic. Coś mnie podkusiło i wrzuciłam od razu zapytanie do przeglądarki. Trafiłam na "świeży" link do zdjęć z wypadku. (Dostęp do informacji czasem może być jak przekleństwo.) Samochód wyglądał masakrycznie. Oto informacja jaką znalazłam.

Jak zobaczyłam zdjęcia to zamarłam, co jeszcze bardziej przeraziło Agnieszkę. Szybki podgląd tekstu i dobra informacja - Konrad żyje, był przytomny gdy zabierały go służby medyczne do szpitala.

Około 2h niepewności co z nim i wreszcie jakieś dobre informacje. Wyszedł cało z wypadku, samochód całkowicie skasowany. Wszystkie osoby, które widziały zdarzenie i to, co pozostało z samochodu komentują, że to cud. Mogła być tragedia. Bogu dzięki, że tak się nie stało! Chwila rozmowy z Agą i szybka decyzja. Za kilka minut stoję już na przystanku i czekam na autobus do Katowic, potem w pociąg do Warszawy, szybka przesiadka i już jadę do Siedlec.

Kolejne dni były intensywne, ale naznaczone radością, że Konrad wyszedł cało ze zdarzenia. Radość dla mnie - mogłam spędzić trochę czasu z dziećmi siostry i szwagra. Poza tym, przyłożyłam rękę do stroju na bal przebierańców i Jaś miał kolczugę do stroju rycerza. Wyglądał zachwycająco i był pełen dumy i radości z faktu, że jest rycerzem. Oto jak się prezentował:

Konrad ledwo chodził. Ale to nie dziwne, po takim zdarzeniu będzie potrzebował czasu by organizm doszedł do siebie. Fizyka swoje zrobiła. Dochodzić do siebie musi. Absurdem jest podejście - najogólniej mówiąc „służby zdrowia” – ale o tym nie mam ani siły ani ochoty się teraz rozwodzić.

Do domu wróciłam w sobotę późnym wieczorem. Krzyś miał pracowite dni, bo był sam z dziećmi. Ponoć Marcinek raczkował po całym domu i wołał "mama, mama, mama" - jak to słyszałam to serducho mi się ściskało. Starsze dzieci też tęskniły, ale z nimi mogłam przez telefon pogadać.

I tyle wspomnień.

Za to jest każdego dnia wdzięczność Bogu, że Anioł Stróż tak pięknie rozpostarł nad nim skrzydła.:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz