Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marcin. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marcin. Pokaż wszystkie posty

14 kwietnia, 2014

Jajo wielkanocne

Dzisiaj będzie szybko i krótko. 
Chciałam jedynie pokazać jajo ozdobne, jakie zrobiłam wczoraj po obiedzie na kiermasz do szkoły. Było minimalistycznie w kwestii ilości, bo tylko jedna sztuka, ale nie dałam rady więcej. Dopadł mnie tak koszmarny ból głowy, że nawet ruszanie gałkami oczami przynosiło potworny ból. Myślałam, że mi głowę rozsadzi. Dziś jest lepiej, bo mogę funkcjonować, ale wspieram się tabletkami przeciwbólowymi.
Na początek narzędzia, które został wykorzystane: jajo styropianowe, cekiny, klej magik, wstążeczki w dwóch rozmiarach, filiżanka jako podstawka i wykałaczki, którymi nakładałam klej na cekiny, oraz szpilki, którymi przytwierdziłam wstążeczkę do jaja (na zdjęciu ich nie widać).
 Efekt końcowy.
 Tutaj Marcinek. jako prezenter. Tak mu się to jajo spodobało, że do domu muszę zrobić drugie (efekt pracy zaprezentuję), bo ledwie oddał to Wojtusiowi.
Zdjęcia może nie powalające, ale efekt pracy widać. Mamy tylko nadzieję, że ktoś się skusi i je kupi na kiermaszu.:)

06 kwietnia, 2014

Migawka

Tak wygląda styrany ćwiczeniami na klawiszach ośmiomiesięczny szkrab.;)
Nie mogłam się powstrzymać.:-))
Niedziela mija dziś spokojnie, może poza krótkim "fochem", który dopadł Wercię, ale na szczęście szybko minął. Nie daliśmy się z mężem sprowokować.;) 
Wojtek miał służbę o siódmej, więc z rana pojechaliśmy razem. Stwierdził, że on woli poranne służby, bo potem ma cały dzień wolny. Wcale mu się nie dziwię, jak jak byłam młodsza to zazwyczaj rano chodziłam, wieczorami tylko sporadycznie.
Marcinek ćwiczy. Mówienie. Widzę jak się stara, jak wprowadza powoli nowe wyrazy do swojego słownictwa, błysk w oku i satysfakcja gdy się uda wyraźnie powiedzieć. Dziś na tapecie "mama...łaga" czyli mambałaga. Piękne to.
Przyjemnie jest patrzeć jak dzieci wspólnie się bawią. Oni z radością spędzają ze sobą czas, pomimo różnicy wieku potrafią się sobą zająć.
Ach i jeszcze nasze wiosenne "zdobycze" z minionego tygodnia!

04 kwietnia, 2014

Mambałaga

Od dwóch dni jestem wykończona. Kręgosłup daje popalić. Ćwiczenia niewiele pomagają.
Franek najprawdopodobniej miał trzydniówkę. Bo żadnych objawów oprócz wysokiej gorączki nie było. Marudny był straszliwie, tylko na rękach się uspokajał, więc noszenie go swoje zrobiło. Ale nie miałabym sumienia zostawić takiego maleństwa i nie utulić gdy źle się czuło.
Ja powoli przedzieram się przez tematy szeroko pojętej codzienności.
Marcinek natomiast od kilku dni codziennie chce słuchać tej oto piosenki.:) Po kilka razy. Przyznam, że nie byłam nigdy fanką tego zespołu, do czasu... Ostatnio sama włączam i słucham.


Rozbraja mnie, jak on się zasłuchuje w tej piosence. I jak się przy niej rusza!:)


17 czerwca, 2013

Kakao

Ostatnio z mężem doszliśmy do wniosku, że wybryki naszych dzieci "przyłapane" powinniśmy fotografować, a potem krótką notką upamiętniać. Zważywszy, że dzieje się wiele. Przy czwórce dzieci prawie codziennie są sytuacje warte zapamiętania.:)
Piszę to w kontekście chociażby minionego tygodnia. We wtorek przed południem, Marcinek wysypał pół pudełka kakao. Stało się to w momencie, jak Wercia zbierała się do szkoły. Zrobił to ewidentnie dla zabawy, sądząc po efekcie, sypał nim jak piaskiem w piaskownicy. Przyłapany, był niesamowicie z siebie zadowolony. Pół kuchni było w pyle kakaowym. On sam cały pod prysznic. We mnie złość, że świeży zapas do pudełka wsypany i już połowy nie ma. Ale nic - trudno. Do tego, dodatkowa praca, bo trzeba to "draństwo" dokładnie wysprzątać, a w ósmym miesiącu ciąży - wiadomo. Do tego w czasie mycia tłumaczenie dwulatkowi, że nieładnie postąpił, że teraz będą mieli mniej kakao do picia, itd..
Tego samego dnia, po powrocie chłopców z przedszkola dalszy ciąg. Zajęłam się rozwieszaniem prania na suszarce. Robiłam to w dużym pokoju z powodu deszczowej pogody. W tle słyszałam perlisty śmiech Marcinka i Tomka. Nawet sobie pomyślałam, że pięknie się bawią w pokoiku (tam byli gdy szłam z praniem), skoro tak się chichrają... Lecz wtedy przyszedł do mnie Wojtek, którego widocznie śmiechy chłopców też zainteresowały i powiedział do mnie: "Mamo, a wiesz, że Marcin z Tomkiem w kuchni rozsypują kakao?" Masakra. Wchodzę i co widzę? Tomek stoi w odległości około pół metra od Marcinka siedzącego na blacie kuchennym, z pustym już pudełkiem kakao w dłoniach. Obydwaj przeszczęśliwi. Tomek częściowo oprószony, Marcin ponownie cały w pyle kakaowym. Kuchnia oczywiście też w kolorach brązu. Mi już ciśnienie podskoczyło na sam widok kuchni. Szybkie rozbieranie z ubrań, po czym dostali ode mnie nakaz udania się do swojego pokoju z zakazem wychodzenia do póki nie pozwolę. W tym czasie córka wraca ze szkoły i zastaje kuchnię ponownie w kakao. Do tego pytanie: "Jeszcze od rana to kakao tutaj?"... Wrr. Tłumaczę, że to drugie zdarzenie. I znów czyszczenie kuchni. Zapach kakao odczuwalny do wieczora...:) Teraz to mi trochę żal, że nie uwieczniłam tego co tam się działo... 
Z perspektywy, sam widok był przezabawny.:)

11 czerwca, 2012

Świnka :)

Żeby nie było w naszym domu, w tej szarej codzienności nudno, i aby było chociaż trochę w tej szarości oryginalnie odwiedziła nas... świnka.:)
A dokładniej, odwiedziła naszego Marcinka. Niespodziewanie, z zaskoczenia i lewostronnie. Jak to się stało? Cóż... spotkać się musieli jakieś trzy tygodnie wcześniej, ale wszystko wyszło na jaw niedawno.:)
W zeszłym tygodniu nasze najmłodsze dziecię jednej nocy zagorączkowało po czym, następnego dnia zaczęło dziwnie z jednej strony puchnąć. Z pierwszej chwili zwaliłam ten fakt na wyżynające się górne czwórki. Jednak lekko zaniepokoiła mnie solidność opuchlizny.
Jako, że w zeszłym tygodniu było Boże Ciało, doczekaliśmy do piątku i wizyta u lekarza potwierdziła moje przypuszczenia. Pani doktor nie kryła zdziwienia, bo już od dobrych kilku lat nie miała ani jednego przypadku świnki. Teraz na świnkę dzieci są standardowo szczepione, ale po pierwszym roku życia. Szczepienie Marcinka miałam dopiero w planach. Na szczęście Marcinek przechodzi ją dosyć łagodnie, i właściwie nie ma żadnych dolegliwości poza opuchlizną.
Teraz tylko z lekkim niepokojem czekam na informacje od przyjaciół z którymi spotkaliśmy się niedawno, czy aby ich młodszy synek nie złapał świnki od Marcinka. Mam nadzieję, że jednak nie, bo byłoby mi strasznie głupio, że tak wyszło.
Nasze pokolenie jeszcze nie było szczepione na świnkę (a przynajmniej nie w standardzie). Ja pamiętam, jak sama przechodziłam tę chorobę i wspominam to dosyć miło.:) Chorowałyśmy wspólnie ze starszą siostrą i spędzałyśmy wesoło czas, z szyjami opatulonymi szalikami.;)


19 maja, 2012

Roczek Marcinka

Minął już rok. Szybciutko.
Osiemnastego maja 2011 roku, o godzinie 0.45 przyszedł na świat nasz trzeci synek - Marcinek. Uwinął się ekspresowo.:)

Około 18.00 - 19.00, dzień wcześniej, zaczęły się lekkie, pojedyncze skurcze. Pojechaliśmy z mężem na zakupy, bo stwierdziłam, że jeśli to "już", to trzeba zaopatrzyć lodówkę, by odeszła jedna sprawa jak będę w szpitalu. Będąc w sklepie skurcze pojawiły się trzy razy (dosyć mocne), dlatego po powrocie zadzwoniłam do przyjaciół i poprosiłam by się zebrali, i tak lekko po 22.00 do nas podjechali. Byliśmy już wcześniej umówieni, że zajmą się dziećmi na czas porodu.
Natalka i Marcin byli jeszcze przed godziną dziesiątą. Ja natomiast czułam, że "temat" się rozkręca.:) Jeszcze zanim wyjechaliśmy do szpitala, a było to lekko po godzinie 23.00, puszczałam na Youtube piosenkę "Kobiety jak te kwiaty...", w interpretacji Zbigniewa Zamachowskiego i Grupy Mozarta. Polecam - ubaw przedni.
Tutaj jeszcze w domu, w brzuszku u mamy.:)

Do szpitala, przywiezieni przez Natalkę, dojechaliśmy około 23.30. Na chorzowskiej porodówce przywitała nas pielęgniarka z noworodków, którą pamiętałam z porodów Wojtka i Tomka (żałuję, że nie pamiętam imienia i nazwiska tej pani). Zostałam "zaproszona" do pokoju przygotowawczego, gdzie zaczęło się badanie ginekologiczne i tzw. wywiad. Okazało się, że rozwarcie jest już całkiem spore. Wywiad, o którym wspomniałam, to wypytywanie o wszystkie sprawy związane z obecną ciążą oraz wcześniejszymi ciążami i porodami.
Gdy skończyłyśmy - a trwało to godzinę - pożegnałam się z Natalką, która postanowiła wracać do naszych dzieci i do swego - wtedy jeszcze - narzeczonego. Ja poszłam z mężem do sali by przebrać się w koszulę. Po kilku minutach zaczęłam podążać na salę porodową. W sumie było to dosyć zabawne, bo przemieszczać się mogłam jedynie pomiędzy skurczami - były już na tyle silne, że nie mogłam iść w czasie ich trwania.
Na porodówce, po około 5 minutach Marcinek był już po tej stronie. Ciężko opisać pierwsze emocje, które przeżywałam przytulając nasze dzieciątko leżące na moim ciele. Trud porodu idzie w zapomnienie, a radość z obecności maleństwa jest nie do opisania. :)
Muszę tutaj wspomnieć, że chciałam Marcinka rodzić w pozycji tzw. kucznej, ale rozwarcie było na tyle duże, że nie miało to znaczenia jeśli chodzi o czas, dlatego zrezygnowałam. Marcinek narodził się na pierwszym skurczu partym.
Później wróciłam na salę poporodową, gdzie czekałam na przyjście męża i synka. Dzieciątko po porodzie zawsze jest badane, no i ubierane.:) Krzyś przyniósł nasze "małe zawiniątko", posiedział kilka minut i stwierdziliśmy, że lepiej by wracał do domu, bo jeszcze sporo nocy zostało, a od rana codzienność i emocje w domu. Wtedy zadzwonił do Marcina z pytaniem czy dałoby radę aby Natalka po niego przyjechała. No i tutaj było trochę śmiechu, bo Marcin sądził, że Krzyś go "wkręca", bo tak szybko chce wracać. :) Pamiętam, że jakieś 20 minut po pierwszej Natalka już była z powrotem. Zobaczyła naszego małego człowieczka, zrobiliśmy kilka fotek i pojechali do domu.
Oto kilka zdjęć naszego Marcinka z pierwszego roku życia.
Jeszcze w szpitalu.
Z mamusią i ucieszonym rodzeństwem.

Już w domu.
Z Tatusiem.
Pierwsze czytanki.
Usiadłem sobie sam - chciałby może powiedzieć.:)

Zaczyna raczkować.

Doskonale się bawi.
Marcinkowe "zaczepianie butelek", by popiszczały trochę.

A tutaj już nasz roczniak i jego torcik.






Życzymy Ci "STO LAT" Synku!:)