Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wojtek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wojtek. Pokaż wszystkie posty

13 grudnia, 2013

Kozaki

W nawiązaniu do wczorajszego przypadku szkolnego, dzisiaj zdarzyła się taka oto sytuacja. 
Wojtuś, po czterech lekcjach wraca ze szkoły - o dziwo nadzwyczaj szybko, jak na jego powroty. Już w drzwiach zaczyna się skarżyć, na buty i stwierdza, że chyba nie swoje wziął bo są "jakieś luźne bardzo". Patrzę, a on w kozakach tego samego modelu - owszem - ale o cztery numery większych.:) Mówię mu - Synu, ty kogoś innego buty założyłeś - najpewniej kogoś z trzeciej klasy (mają wspólną szatnię z klasą trzecią). Musisz iść i zamienić. Zaczął mi tłumaczyć, że nie znajdzie, albo się pomyli i poprosił mamusię by to załatwiła. On popilnuje braciszków, na pewno nic się nie stanie.
Poszłam i zamieniłam. W szatni stały jego butki. Zastanawiam się o czym on myślał, jak je nakładał... Dobrze, że szkoła tak blisko domu. Zajęło mi to dosłownie 5 minut. A buty już podpisane, by nie doszło do kolejnej pomyłki.:)

12 grudnia, 2013

Flet i strój gimnastyczny;)

Dziś mam dzień, w sumie jak co dzień.;) Ale jakoś bardziej daje w kość.
Wkurza mnie ciągłe ogarnianie mieszkania, którego po godzinie (gdzie tam!), po 15 minutach nie widać. Mam ochotę wtedy warczeć ze złości. Ciągle coś.
Planuję sobie zdania do wykonania i ledwie się wyrabiam. Każda czynność jest skutecznie przerywana w innej nagłej potrzebie. Wiem, że to normalne przy takiej rodzince, ale czasem potrafi wkurzyć. Bo czas, który sobie skrzętnie gospodaruję, ciułam w minutkach pojedynczych, by móc na moment przysiąść i zrobić coś dla siebie jest mi zręcznie "wydzierany".
Choćby dzisiaj. Dzwoni moje dziecię najstarsze, po pierwszej swojej lekcji, ze łzami w głosie, że fletu zapomniała. Ja krzątam się jeszcze w stroju "wieczorowym", bo nie planowałam wychodzić. Super. No i co robię? Ekspresem przebiórka, biegiem do szkoły z bezcennym instrumentem (z myślą w głowie, że jej powiem co o tym myślę, jak wróci ze szkoły, i że to pierwszy i ostatni raz). Pukam, wchodzę do klasy, zamieniam dwa zdania z panią, przekazuję przedmiot i na odchodne słyszę: "Zdążyła pani w samą porę, ale nic by się nie stało, jakby Wercia dzisiaj nie miała fletu, bo ona już ma wszystko pozaliczane" - słowa pani M. z uśmiechem. Uśmiecham się, wychodząc spoglądam na córę, która przepraszająco się uśmiecha. "Ekstra" - myślę. Owszem, cieszę się, że uczy się piosenek i zalicza granie w pierwszych terminach, ale z fletem lecieć musiałam.:-]
Jest mały plus z tej porannej przebieżki. Znalazłam przy portierni,  w pudle rzeczy zagubionych, worek do w-f naszego pierwszoklasisty, któremu to zaginał w akcji i na ostatnich zajęciach powiedział pani, że nie ma stroju, bo: "mama mu nie dała". Cóż, jak zwykle wszystkiemu winna mama.
Miłego dnia życzę.

05 grudnia, 2013

Adwent

Zaczął się grudzień. 
U nas bardzo przyjemnie, bo w weekend mieliśmy gości. Czteroosobową rodzinkę Przyjaciół z Warszawy.:) Dzieci uszczęśliwione, my także, chociaż zawiedzeni jesteśmy z jednego powodu. Mianowicie faktem, że wizyta trwała tak krótko. Ale cóż, obowiązki codzienności nie pozwalają obecnie na dłuższe wizyty. 
Zaczął się ADWENT.
Każdy z nas w sercu rozważył i podjął swoje postanowienie adwentowe. Poza tym, w tym roku zdecydowaliśmy się na budowanie przez okres Adwentu "łańcucha dobrych uczynków". Karteczki z imionami zawisły na panelu przy oknie, karteczki na oczka łańcucha przygotowane w pudełeczku razem z klejem i długopisem.:) Każdy z nas, za dobry uczynek, przyczepia do swojej karteczki z imieniem jedno oczko łańcucha. Później połączymy wszystko razem. Mam nadzieję, że do świąt będziemy mieli pokaźny łańcuch.
Zaczęły się również RORATY.
W naszej parafii są codziennie o godz. 6.30, poza czwartkiem (17.00) i sobotą (8.00). Wercia i Wojtek już trzeci rok podejmują ten wysiłek i wstają rano, by na 6.30 być w kościele. Tomek w tym roku stwierdził, że też będzie chodził, ale dobudzić go rano nie sposób.;) Na razie wybrał się tylko dzisiaj.
Nie było okazji wspomnieć, że 23 listopada we wspomnienie św. Tarsycjusza, nasz Wojtuś został "Kandydatem na ministranta". Na kandydata przystępował jako jedyny. Oprócz niego było jeszcze kilku chłopców do kołnierza, czyli ślubowali na ministrantów. Póki co Wojtek jest zachwycony faktem, że został kandydatem. W sumie ksiądz zrobił dla niego wyjątek, bo jest jeszcze przed Komunią Świętą, a zwyczajowo dopiero po Komunii można "startować" na ministranta. Ksiądz przeprowadził z nim dosyć długą rozmowę, po której stwierdził, że się nadaje.
Żeby nie było za łatwo, Wojtek - jako, że jest już kandydatem na ministranta - ma służbę dwa razy w tygodniu poza niedzielą. Wczoraj, gdy byliśmy wieczorem na służbie dostałam reprymendę od księdza (opiekuna ministrantów) za to, że Wojtek nie służy, a na roraty chodzi. "Miejsce ministranta jest przy ołtarzu" - usłyszałam. Więc dzisiaj już służył, jutro także zamierza.
W najbliższych dniach dorzucę zdjęcie z jego pierwszej służby w dniu zaślubin.
Oto nasze zdjęcie...
...i dwa zdjęcia ze strony naszej parafii:
http://www.piusx.cba.pl/images/P1016481.JPG
http://www.piusx.cba.pl/images/P1016487.JPG

A teraz zmykam spać, bo jutro roraty i masa innych obowiązków.:) Dobrej nocy!

08 października, 2013

Ślubowanie

I po ślubowaniu. Teraz Wojtuś jest już 100% uczniem.;-) Zadowolony z tego bardzo.

Cała ceremonia przebiegła bardzo sprawnie, okraszona pewną dozą humoru w wykonaniu Pana Dyrektora.:-)


Był też krótki występ pierwszaków po ślubowaniu. Wesoła piosenka o literkach i inscenizacja ze Smerfami wkraczającymi w świat nauki uświetniły uroczystość.

Nasza dziatwa, która była na ślubowaniu (wszyscy oprócz Tomeczka, ten był w przedszkolu), spisała się doskonale. Wercia miała lekcje później, więc udało się jej uczestniczyć w uroczystości. Tak oto uczestniczyli chłopcy w całym zdarzeniu, Franek...
...i Marcinek.:)

 Nie mogłam się powstrzymać.;-) Tutaj jeszcze nasz Pierwszak na rozpoczęciu roku szkolnego...

... i w ławce szkolnej.



Tyle króciutko i na szybko.

16 października, 2012

Policjant

Dzisiaj w przedszkolu moich dzieci był z wizytą policjant. 
Dokładniej, to było ich dwoje - pani i pan. Dzieci otrzymały w prezencie odblaski, nawiasem mówiąc zakupione przez przedszkolną Radę Rodziców, a wręczone jako prezent od  Policji. Nasz Policja jest ponoć za biedna na takie gadżety.
Dwie świeże anegdotki z życia rodzinnego z tym związane.

I
Wczoraj wieczorem, krótko przed snem wspomniałam Wojtusiowi, że jutro mają wizytę policjanta, na co ten, leżąc już w łóżku, mówi do mnie: 
- Wiem mama, i wiem, że dostaniemy niby od nich odblaski, ale tak naprawdę to nie od nich, tylko od pani. 
Nieco rozbawiona zapytałam:
- A skąd to wiesz? 
Na co on mi mówi:  
- Bo ja słyszałem, jak pani Grażynka pytała dzisiaj panią Tereskę, gdzie te odblaski na jutro odłożyła... 
I wszystko jasne, ale z odblaska (? - nie wiem czy dobrze odmieniłam) i tak się ucieszył.;)

*Odbierając go, wspomniałam o tej rozmowie pani Teresce, którą ten komentarz lekko rozbawił. Stwierdziła, że czasem wydaje się, iż dzieci zajęte zabawą zupełnie nie zwracają uwagi na wymianę zdań między paniami - a jednak jest inaczej.

II
Gdy odbierałam Tomka, podczas ubierania, pani Agnieszka podeszła do nas i zapytała czy Tomek opowiedział już mamie jakiego gościa mieli w przedszkolu. Ten podekscytowany powiedział: Policjanta! Więc pani dopytała, czy mówił już o co dzisiaj zapytał pana policjanta. Ten stwierdził, że nie powie, bo już nie umie opowiedzieć o co go zapytał. Po takim stwierdzeniu pani Aga zapytała go, czy w takim razie ona może mi opowiedzieć. Otrzymała zgodę na relację, no i dowiedziałam się.:)
Otóż, gdy policjanci byli na spotkaniu w młodszych grupach, generalnie było cichutko, bo dzieci z przejęciem słuchały gości. Pod koniec spotkania padło pytanie, czy dzieci chciałyby policjantów o coś zapytać. Zapadła cisza jeszcze większa, i wydawało się, że pytań nie będzie. Nagle Tomek wstał i głośno zapytał: 
- Przepraszam, a czy zabierze mnie pan na swoją bazę? 
Ponoć pytanie było na tyle zaskakujące, że policjant ledwie opanował śmiech i powiedział, że na komisariat zabiera się tylko łobuzów, a on na pewno jest grzecznym chłopcem i nie ma potrzeby go tam zabierać. Nie wiem na ile taka odpowiedź go zaspokoiła, mam tylko nadzieję, że nie zacznie łobuzować, by móc znaleźć się w "bazie" policjantów...;)
Ktokolwiek, kto choć trochę zna naszego Tomka, i pamięta, że jeszcze w maju niewiele mówił, a jeśli mówił to nie zawsze wyraźnie, do tego wypowiadając się na forum, robił to cichutko i zawstydzony, jest w stanie pojąć jak zabawnie musiało to zabrzmieć.
Panie ponoć o mało nie padły z rozbawienia.:)

30 lipca, 2012

Już jesteśmy w Siedlcach

Dojechaliśmy wczoraj wieczorem.
Dokładnie o 22.50 byliśmy pod blokiem. W sumie niezły wynik, zważywszy na fakt, że mieliśmy małą "przygodę" po drodze, wymuszoną przez akcję z Wojtusiem. Ostrzegam od razu osoby wrażliwe, bo czytanie może "ruszyć"... :)
 Podróż mijała nam dosyć wolno z powodu remontów dróg i dużego ruchu. Kiedy już mieliśmy 2/3 drogi za sobą, postanowiliśmy, że zrobimy sobie przerwę - ja na kawę, dzieci jakieś frytki chrupną. I wtedy wydarzyło się coś nieprzewidzianego. Przed nami poruszał się wysłużony, zdezelowany maluch (nic broń Boże nie mam do tych samochodów! - kwestia marki, to czysty zbieg okoliczności), który potwornie smrodził. Zapach spalin i benzyny był bardzo intensywny. W jednej chwili Wojtek zakomunikował, że chyba zaraz zwymiotuje. Byłam oczywiście przygotowana do tej "ewentualności", więc woreczek poszedł w ruch, a ja błagając Wojtusia by jeszcze chwilę dał radę w lekkim niepokoju szukałam wzrokiem parkingu. Już miałam go na horyzoncie, gdy stało się!;)
Zjechaliśmy. Stanęliśmy w towarzystwie praktycznie samych TIR-ów. Wyskoczyłam z auta i posypały się komendy: Wercia i Tomek, zabawiajcie Marcinka;); Wojtusiu, Ty się nie ruszaj.
Oczywiście Marcinek wylądował w foteliku na zewnątrz (na szczęście był spokojny i zrelaksowany), Wercia i Tomek także (sami bardzo chętnie wyszli z auta - zapach wymiocin powalał). Dalej kolejno: mój plecak, fotelik Tomka, wózek (był pod nogami chłopców - ucierpiał).
Potem zabrałam się za Wojtusia, który z powodu zakazu ruszania się, siedział w zabawnej pozie. Wyglądał jak fakir. Wywołało to rozbawienie nas wszystkich.
Mój plan był taki, by wyjąć go w foteliku, na zewnątrz oczyścić i przebrać. Przedtem jednak chciałam zaprać fotel w samochodzie. Wilgotne chusteczki dla dzieci okazały się nieocenione.:)  Wymagało to wysiłku, ale wystawiłam go i najpierw zabrałam się za czyszczenie fotela. Na szczęście wieczór był bardzo ciepły. Już wtedy zaczął się przy nas kręcić piesek, dosyć młody, rudawy wielorasowiec. Moje działania posuwały się. Po fotelu samochodowym na warsztat poszedł Wojtuś. Wycieranie, mycie, przebieranie. Na nasze szczęście większość zawartości Wojtusiowego żołądka trafiła na siedzisko jego fotelika, a nie na jego garderobę. Fakt od pasa w dół trzeba było się przebrać, ale to niewiele. Piesek łasił się przy nas cały czas. Dzieci miały radochę niesamowitą. Najbardziej nie mógł się od niego odgonić Wojtuś. No i stało się coś, co gdzieś mi po głowie chodziło. Tenże kundelek zaczął wylizywać zawartość fotelika, lizał Wojtka najpierw, a gdy ten wstał, ostro zabrał się za jego fotelik. Zanim przebrałam Wojtusia, fotelik był już wylizany "do czysta" - jeśli można tak powiedzieć. Wercia i chłopcy na zmianę komentowali: "Mamo, o nie! Ble! Fuj! Jak on może!" itd.
Po chwili, Wercia dodała: "Wiesz mamo, ale ten piesek tak naprawdę zrobił nam dobry uczynek". Stwierdziła, że to pewnie św. Franciszek nam tego pieska podesłał. No i fakt, wystarczy na tę sytuację tylko inaczej spojrzeć. W tych warunkach nigdy bym tak nie wyczyściła tego pokrowca. Ów głodny piesek mocno ułatwił nam sprawę. Boża pomoc przyszłą w piesku...
Po takiej przygodzie uznaliśmy, że teraz już bez postoju jedziemy do celu. Jadąc spytałam Wojtka, czemu nie wymiotował do woreczka, który trzymał w ręce. Na co ten powiedział, że jak przykładał buzię do woreczka to przestawało mu się chcieć wymiotować, a jak odsuwał buzię, to znów go rwało... dlatego wymiotował poza woreczek.;) Masakra.:)
A teraz zaczynamy "wakacyjny" pobyt u Dziadków - bez obecności Dziadków, takie życie. Mam nadzieję, że przetrwam ten czas.:)

03 maja, 2012

Mózg

Wracamy z przedszkola.
Tomek eksploruje pobliskie trawniki, a Wojtuś idzie obok mnie i intensywnie komentuje mi wszystko. W pewnym momencie słyszę, jak zadaje mi pytanie: "A wiesz mamo dlaczego ja mam taką dużą głowę?" Rozmiary głowy standardowe, moim zdaniem, ale z zaciekawieniem słucham, jak po chwili, sam mi już odpowiada: "Bo ja mam w niej duży mózg i dlatego tyle wiem. Bo ja dużo myślę i on mi dzięki temu cały czas rośnie. Głowa też mi niedługo urośnie znowu, bo przecież nie będzie się w niej mieścił mój mózg..." - Słyszę pewną odpowiedź.