W nawiązaniu do wczorajszego przypadku szkolnego, dzisiaj zdarzyła się taka oto sytuacja.
Wojtuś, po czterech lekcjach wraca ze szkoły - o dziwo nadzwyczaj szybko, jak na jego powroty. Już w drzwiach zaczyna się skarżyć, na buty i stwierdza, że chyba nie swoje wziął bo są "jakieś luźne bardzo". Patrzę, a on w kozakach tego samego modelu - owszem - ale o cztery numery większych.:) Mówię mu - Synu, ty kogoś innego buty założyłeś - najpewniej kogoś z trzeciej klasy (mają wspólną szatnię z klasą trzecią). Musisz iść i zamienić. Zaczął mi tłumaczyć, że nie znajdzie, albo się pomyli i poprosił mamusię by to załatwiła. On popilnuje braciszków, na pewno nic się nie stanie.
Poszłam i zamieniłam. W szatni stały jego butki. Zastanawiam się o czym on myślał, jak je nakładał... Dobrze, że szkoła tak blisko domu. Zajęło mi to dosłownie 5 minut. A buty już podpisane, by nie doszło do kolejnej pomyłki.:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz