Dziś mam dzień, w sumie jak co dzień.;) Ale jakoś bardziej daje w kość.
Wkurza mnie ciągłe ogarnianie mieszkania, którego po godzinie (gdzie tam!), po 15 minutach nie widać. Mam ochotę wtedy warczeć ze złości. Ciągle coś.
Planuję sobie zdania do wykonania i ledwie się wyrabiam. Każda czynność jest skutecznie przerywana w innej nagłej potrzebie. Wiem, że to normalne przy takiej rodzince, ale czasem potrafi wkurzyć. Bo czas, który sobie skrzętnie gospodaruję, ciułam w minutkach pojedynczych, by móc na moment przysiąść i zrobić coś dla siebie jest mi zręcznie "wydzierany".
Choćby dzisiaj. Dzwoni moje dziecię najstarsze, po pierwszej swojej lekcji, ze łzami w głosie, że fletu zapomniała. Ja krzątam się jeszcze w stroju "wieczorowym", bo nie planowałam wychodzić. Super. No i co robię? Ekspresem przebiórka, biegiem do szkoły z bezcennym instrumentem (z myślą w głowie, że jej powiem co o tym myślę, jak wróci ze szkoły, i że to pierwszy i ostatni raz). Pukam, wchodzę do klasy, zamieniam dwa zdania z panią, przekazuję przedmiot i na odchodne słyszę: "Zdążyła pani w samą porę, ale nic by się nie stało, jakby Wercia dzisiaj nie miała fletu, bo ona już ma wszystko pozaliczane" - słowa pani M. z uśmiechem. Uśmiecham się, wychodząc spoglądam na córę, która przepraszająco się uśmiecha. "Ekstra" - myślę. Owszem, cieszę się, że uczy się piosenek i zalicza granie w pierwszych terminach, ale z fletem lecieć musiałam.:-]
Jest mały plus z tej porannej przebieżki. Znalazłam przy portierni, w pudle rzeczy zagubionych, worek do w-f naszego pierwszoklasisty, któremu to zaginał w akcji i na ostatnich zajęciach powiedział pani, że nie ma stroju, bo: "mama mu nie dała". Cóż, jak zwykle wszystkiemu winna mama.
Miłego dnia życzę.
Choćby dzisiaj. Dzwoni moje dziecię najstarsze, po pierwszej swojej lekcji, ze łzami w głosie, że fletu zapomniała. Ja krzątam się jeszcze w stroju "wieczorowym", bo nie planowałam wychodzić. Super. No i co robię? Ekspresem przebiórka, biegiem do szkoły z bezcennym instrumentem (z myślą w głowie, że jej powiem co o tym myślę, jak wróci ze szkoły, i że to pierwszy i ostatni raz). Pukam, wchodzę do klasy, zamieniam dwa zdania z panią, przekazuję przedmiot i na odchodne słyszę: "Zdążyła pani w samą porę, ale nic by się nie stało, jakby Wercia dzisiaj nie miała fletu, bo ona już ma wszystko pozaliczane" - słowa pani M. z uśmiechem. Uśmiecham się, wychodząc spoglądam na córę, która przepraszająco się uśmiecha. "Ekstra" - myślę. Owszem, cieszę się, że uczy się piosenek i zalicza granie w pierwszych terminach, ale z fletem lecieć musiałam.:-]
Jest mały plus z tej porannej przebieżki. Znalazłam przy portierni, w pudle rzeczy zagubionych, worek do w-f naszego pierwszoklasisty, któremu to zaginał w akcji i na ostatnich zajęciach powiedział pani, że nie ma stroju, bo: "mama mu nie dała". Cóż, jak zwykle wszystkiemu winna mama.
Miłego dnia życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz