15 lutego, 2012

Mamy już połowę lutego.

To niesamowite, jak szybko mijają dni. A u nas od grudnia tyle się wydarzyło.

Ostatnie "świeżości", to ferie, które dopiero co zakończyliśmy. Spędziliśmy tydzień w Szklarskiej Porębie. W bardzo przyjemnym pensjonacie. To był nasz pierwszy urlop od kilku lat. Na wyjeździe byliśmy całą rodzinką i w towarzystwie Dziadków. Dziękuję Bogu i rodzicom, że udało się ten wyjazd zrealizować. Było kapitalnie. Mimo siarczystych mrozów, jakie nas przywitały i trzymały przez cały pobyt, udało się codziennie być na stoku. Nam - dorosłym - nawet dwa razy dziennie.

Weronika i Wojtek nauczyli się jeździć na nartach. Bardzo im się spodobało. Było jedno załamanie - pierwszego dnia, bo sądzili, że to będzie tak: narty na nogi i... slalom gigant.;) Tłumaczenia i rady dawane przez Dziadka nie trafiały, niestety. Z pomocą przyszedł nam instruktor, pan Włodek, który w prosty i przejrzysty sposób wprowadził nasze pociechy w "tajemnice" i zasady poruszania się na stoku. Jego dzieci na szczęście słuchały.

Kiedy starszyzna uczyła się jazdy na nartach, Tomcio szalał na sankach. Miał do towarzystwa Babcię, która mogła bez skrępowania powrócić do przyjemności z dzieciństwa. Czasem wymieniała się tą przyjemnością z tatusiem albo mamusią. W tym czasie Marcinek drzemał w nosidełku i hartował się na mrozie (z resztą jak wszyscy):)). Od drugiego dnia Weronika jeździła już wspólnie z Dziadkiem, który czasem ją asekurował. Później w towarzystwie mamy lub taty.



Poza tym jeszcze jabłuszka były w użyciu. Kiedy Wojtuś miał dość nart, na jazdę jabłuszkiem sił miał jeszcze sporo. Przy okazji eksplorował pobliskie zaspy.:) Dobrze, że było bezchmurne niebo i intensywne słońce, bo dzięki tej aurze dało się te temperatury znieść.


Dzień przed powrotem do domu zrobiliśmy sobie "wyjazdówkę". Zamiast na stok, zrobiliśmy sobie wycieczkę po okolicy.




Poszliśmy nad wodospad "Szklarka" - całkowicie zamarznięty przy tej pogodzie - który wyglądał przepięknie. Kusi nas, by przyjechać tutaj znów latem i wtedy obejrzeć go w całej okazałości...


Drugim miejscem, była Huta Szkła, gdzie dzieci miały okazję zobaczyć jak powstają np. zwierzątka, czy szklane kwiaty. Byli pod wrażeniem. Tutaj też nabyli pamiątki dla siebie.



Powrót do domu był wesoły. Zmieniliśmy trasę powrotu, dzięki czemu mogliśmy podziwiać wspaniałe widoki dłużej. Jesteśmy rodzinką, która lubi przyrodę. Wracając widzieliśmy sporo dzikich zwierząt, które swoją obecnością bardzo cieszyły nasze oko.

Na otarcie łez z powodu opuszczenia tak pięknego miejsca, zostawiam sobie poniższy widok. Niech będzie wspomnieniem tego, za czym tęsknię.


Tak skończył się nasz pierwszy tydzień ferii. O tym, co wydarzyło się w drugim tygodniu, postaram się opowiedzieć następnym razem.