Dzień IV, sobota
Wyjście na szlak dosyć mocno mi się obsunęło i mimo ładnej pogody trasę miałam "lajtową".:)
Uważam, że jest zawsze jakiś cel, w tym kogo spotykamy i w jakim momencie naszego życia. Tego dnia, spędziłam kilka godzin na rozmowie z moją przesympatyczną Gospodynią. Tematy życiowe, prywatne i delikatne. Naprawdę warto było i wdzięczna jestem, że ta rozmowa zupełnie spontanicznie wyszła i w taki sposób się potoczyła. Pamiętam w modlitwach o Pani Zofii.
Z
domu wyszłam około 11.00, busem pojechałam do Palenicy, a potem mijając Wodogrzmoty Mickiewicza ruszyłam w
kierunku Doliny Pięciu Stawów Polskich, szlakiem Doliny Roztoki. Wchodziłam przy Siklawie.
Wcześniej myślałam, że
"szarpnę" się, na przełęcz Krzyżne i przez Halę Gąsiennicową (wstępując do Murowańca) wrócę Ustupem do
Kuźnic. Niestety, jak dochodziłam do Doliny Pięciu Stawów, pogoda szybko
zaczęła się pogarszać. Tłum ludzi w schronisku sprawił, że weszłam tylko
opatulić się, potem na ławeczce zjadłam kanapkę, napiłam się wody i ruszyłam czarnym szlakiem w
drogę powrotną. Zaczynało kropić, więc z Doliną Roztoki szłam już w lekkiej
mżawce.
Uważam, że jest zawsze jakiś cel, w tym kogo spotykamy i w jakim momencie naszego życia. Tego dnia, spędziłam kilka godzin na rozmowie z moją przesympatyczną Gospodynią. Tematy życiowe, prywatne i delikatne. Naprawdę warto było i wdzięczna jestem, że ta rozmowa zupełnie spontanicznie wyszła i w taki sposób się potoczyła. Pamiętam w modlitwach o Pani Zofii.
Kapliczka na ul. Karłowicza |
Wodogrzmoty Mickiewicza |
W efekcie, wróciłam tak szybko na kwaterę, że przebrałam się i
wyszyłam jeszcze coś zjeść na mieście, poza tym chciałam zrobić zakupy (wiecie: oscypki, kapcie).;)
Taka ciekawostka, w Zakopanem można zwiedzić dom stojący na dachu. Ciekawe doświadczenie dla błędnika. Dla dzieci, podejrzewam, niesamowita frajda. Myślę, że jeśli będziemy całą rodziną w Zakopanem, to pójdziemy z nimi na tę mini atrakcję.
Taka mała dygresja.
Może świat się zmienia, a ja za nim nie nadążam, ale muszę o czymś napomknąć. Irytowali mnie spotykani regularnie na trasie, specyficzni turyści. Może ktoś się zezłości, gdy przeczyta jak to widzę, ale... kojarzyli mi się z takimi weekendowymi, adidasowymi turystami, których nieodłącznym wyposażeniem na szlaku było trzymane w dłoni PIWO. Tak, tak - piwo...
Muszę jeszcze dodać, tak na koniec, że zarówno do adidasów jak i piwa nic nie mam...
Taka mała dygresja.
Może świat się zmienia, a ja za nim nie nadążam, ale muszę o czymś napomknąć. Irytowali mnie spotykani regularnie na trasie, specyficzni turyści. Może ktoś się zezłości, gdy przeczyta jak to widzę, ale... kojarzyli mi się z takimi weekendowymi, adidasowymi turystami, których nieodłącznym wyposażeniem na szlaku było trzymane w dłoni PIWO. Tak, tak - piwo...
Nie
wiem czy ludzie naprawdę tak głupieją, czy to jest tylko jakiś znak
czasu? Jak można iść w góry, na szlak z piwskiem? Ja tego nie potrafię
zrozumieć. Widziałam osoby, które były już na tyle wstawione, że nie
panowały nad swoim zachowaniem. Zachowywali się jak bydło - nie
obrażając bydła. Głośno, bez zahamowań i oporów, bez podstawowych zasad
kultury - niestety, wielu z tych "turystów" puszki wyrzucało w parku -
koszmar.
Przecież jest regulamin TPN, są zasady. Gdzie
służby parku, które takie osoby powinny, nie wiem, wracać ze szlaku?
Mnie język świerzbił nie raz, i wiele razy się nie powstrzymałam,
zwróciłam uwagę, ale wiecie - samotna kobieta na szlaku zwracająca uwagę
wzbudza... śmiech.Muszę jeszcze dodać, tak na koniec, że zarówno do adidasów jak i piwa nic nie mam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz