31 maja, 2012

Zepsute żelki

Wczoraj mój Małżonek pyta mnie: "Chcesz zepsutego żelka"?

Z pierwszej chwili sądziłam, że coś źle usłyszałam, albo chce sobie ze mnie zażartować.:) Dopytałam i okazało się, że słyszę dobrze. Odpowiedziałam zaczepnie: "Chcę." I czekałam co będzie dalej.
Słysząc moją zgodę, mój Drogi Małżonek, wyjmuje z szafki żelki Haribo, mieszankę różnych rodzajów żelków (przekrój smaków i rodzajów). W paczce było ich już niewiele, ale wśród nich zostało jeszcze kilka sztuk z lukrecją (nasze ulubione). Zapytałam o co chodzi z tymi zepsutymi, no i usłyszałam taką historię...
Kilka godzin wcześniej, mój Małżonek przyuważył, że Tomek poczęstował się żelkiem (akurat takim z lukrecją w środku) i po chwili, po dokładnym obgryzieniu pierwszej warstwy, ciemniejszy środek (czyli lukrecję) wyrzucił do kosza. Mąż jakby mimochodem zapytał: "Co robisz Tomeczku"? Na co nasz synek najzwyczajniej w świecie odpowiedział: "Wyrzucam żelka, bo jest zepsuty". "Ale on nie jest zepsuty" - bronił żelka Mąż, na co usłyszał: "Jest zepsuty, jest niedobry"!
Nasz czterolatek - jako, że znał smaki różnych żelków, a nie posmakowała mu czarna masa w środku żelka - uznał, iż na pewno żelki, które ją zawierają są zepsute. A co się robi z rzeczami zepsutymi? Do kosza. ;)

Nie pojedliśmy tym razem szeroko omawianej dziś lukrecji.:) Po oględzinach okazało się, że jej znakomita większość spoczywa już w koszu na śmieci...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz