Wczorajszy Dzień Ojca zbiegł się u nas z Mszą Św. na rocznicę Komunii Świętej Weroniki. Podwójny powód do świętowania.
Na początek poszliśmy na 10.30 do Kościoła. Potem pyszny obiad, po nim deser w postaci sernika na zimno (opiszę go niebawem w oddzielnym poście).
Zrobiliśmy sobie sjestę poobiednią, a następnie wybraliśmy się całą familią na spacer. Zazwyczaj takie wyprawy odbywają się bez aparatu, czego potem żałujemy. Lecz wczoraj udało się go nie zapomnieć i tym sposobem mamy trochę wspólnych fotek.:)
Zanim wyruszyliśmy, w domu padły miny miesiąca, co widać poniżej. Myślę, że Marcin i Wercia, tym razem, pobili Tomka i Wojtka o głowę...;)
A tutaj już na spacerze. Rzadko udaje nam się zrobić zdjęcia w komplecie. Zazwyczaj któreś z naszych dzieci gdzieś "umyka" przy robieniu zdjęcia.:)
Mamy to szczęście, że mieszkając w mieście, jednocześnie jesteśmy otoczeni nieużytkami (spowodowanymi przez szkody pokopalniane), po których można się włóczyć niczym po łąkach.
Tutaj tworzony z cieni totem indiański. Jak widać, po chwili nasza uwaga była już skupiona na "czymś" zupełnie innym.
Jak wróciliśmy, od razu kąpiel. Marcinek padł w szlafroku, bez kolacji. Reszta ekipy również szybko oddaliła się na spoczynek. Mama i tata także...
A tutaj już na spacerze. Rzadko udaje nam się zrobić zdjęcia w komplecie. Zazwyczaj któreś z naszych dzieci gdzieś "umyka" przy robieniu zdjęcia.:)
Mamy to szczęście, że mieszkając w mieście, jednocześnie jesteśmy otoczeni nieużytkami (spowodowanymi przez szkody pokopalniane), po których można się włóczyć niczym po łąkach.
Uchwycony w ostatniej chwili odlatujący bażant.:) |
Tutaj tworzony z cieni totem indiański. Jak widać, po chwili nasza uwaga była już skupiona na "czymś" zupełnie innym.
Poniżej mama i tata.:)
Kroczący w oddali Tomek, gdy zobaczył to zdjęcie zanosił się na swój widok śmiechem.
Tutaj z kolei kilka naszych "zdobyczy" z dziedziny botaniki.;)
A na koniec spaceru, w drodze powrotnej, takie piękności spotkaliśmy. Dzieci były zachwycone tymi różami!
Na koniec czyszczenie stóp z piasku i drobnych kamyków. Pora do domu.:)
Jak wróciliśmy, od razu kąpiel. Marcinek padł w szlafroku, bez kolacji. Reszta ekipy również szybko oddaliła się na spoczynek. Mama i tata także...
Życzyli byśmy sobie więcej takich dni...:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz